A Irlandia jest taka zielona...

Kuba pracowicie dziergał swoja Country Girl by po roku doprowadzić ją do stanu używalności, po czym zaprosił mnie na degustacje w postaci wspólnego rejsu na zachód zielonej wyspy. Efekt rocznej pracy nie zmienił regatowej łódki w cruisera, ale i tak było nieźle. Miejsca pod pokładem starczyło akurat dla nas dwóch oraz zapasu wody na rejs. Po zrobieniu zapasów prowiantu, jak się okazuje dwa razy zbyt dużego, wyruszyliśmy z południowym odpływem z Waterford w stronę morza (albo raczej - oceanu). Do Dunmore East dotarliśmy po czterech godzinach. Sam port jest przeznaczony dla rybaków i żeglarze są tu niechętnie widziani stanęliśmy zatem na jednej z licznych boi cumowniczych. Ostatnie porządki z założeniem refhalsów i refszkentli, wczesna kolacja i spać, bo następnego dnia czekał nas długi etap.

O 0730 oddaliśmy cumę i ze słabym wiatrem w plecy ruszyliśmy na południowy zachód. Wiaterek szybko jednak spasował i wyglądało, ze do Cork będziemy płynęli ponad dobę. Skończyło się na zrzuceniu żagli i odpaleniu kaszlaczka. Zdrobnienie jest jak najbardziej na rzeczy, ponieważ łódkę napędza miniaturowy, jednocylindrowy dieselek, miewający jak się okazało, swoje humory przy odpalaniu "na zimno". Na dodatek znowu pojawiła się gęsta mgła skazując na wyłącznie elektroniczną nawigację. Na szczęście, wskazania garmina przy sterze i ERCS w komputerku na dole potwierdzały się, a szybkość i tak nie przekraczała 3,5 węzła. Wreszcie dał się słyszeć sygnał mgłowy z latarni Roche's Point. Wejście do zatoki jest dość zawiłe a światła kolejnych boi dawało się zaobserwować dopiero z najbliższej odległości, jednak pewną pociechą było, że ich pozycje zgadzały się z pokazanymi na ploterze. Wreszcie dobrze po północy dotarliśmy do Crosshaven gdzie złapaliśmy się pierwszej wolnej boi.

Po uzupełnieniu paliwa wyruszyliśmy z południowym odpływem do Kinsale. To już rzut beretem - wszystkiego 18 mil, ze słabym wiaterkiem zajęło to nam ca 6 godzin. Po drodze mijamy 18-to wieczne fortyfikacje. Klubowa marina zatłoczona bez pojęcia, dalsza - komercyjna gości wypasione motorówki, zostajemy więc na noc na boi.

Tym razem wyruszamy wcześnie rano. Prądy pływowe nie są tu specjalnie silne, a o 6 rano są jeszcze resztki odpływu. Tym razem pogoda dopisuje i cieszymy się malowniczymi widokami skalistego wybrzeża. Droga ze słabym wiatrem do Baltimore zajmuje nam ca 12 godzin leniwej żeglugi. Portu w Baltimore po prawdzie nie ma. Jest mały pomościk na płytkiej wodzie, pozostaje więc cumowanie do boi, których tu nie brakuje. Przydałby się ponton, ale na pompowanie schowanego głęboko egzemplarza jesteśmy zbyt leniwi.

Rano budzimy się we mgle. Powoli się rozchodzi i odsłania się północne wyjście z zatoki. Jest niska woda i wokół pełno odsłoniętych skałek i osuchów. Po minięciu w. Quarantine skręcamy na KK 270 a dalej 230 zostawiając wyspę Clear po lewej burcie. Wreszcie kurs na Fastnet. Wiatru ani śladu, więc powoli na motorku, z pracującym samosterem. Na horyzoncie zaczyna majaczyć słynna skała. Okrążamy ją od południowego zachodu, robiąc niezliczoną ilość zdjęć i kierujemy się w stronę zatoki Glandore. Rusza wiatr ze wschodu zatem stawiamy żagle i rozpoczynamy halsowanie. Wiatr tężeje więc kolejno zakładamy pierwszy i drugi ref. Łódka pędzi w ostrym przechyle. Dopiero wieczorem mijamy kolejno wyspę Adama i Ewy, omijamy oznakowane bojami skałki i docieramy do kotwicowiska. Boje rozmieszczone są na krawędzi izobaty 2m więc wybieramy najbliższą z napisem "visitors". Cuma, kolacja i spać.

Znowu pracowity dzień. Do Kinsale 47 mil prosto pod wiatr. Znowu halsówka na zarefowanych żaglach, ostatecznie na samej genui. Tym razem stajemy w klubowej marinie, gdzie działa prysznic i można pójść na kolację do cywilizowanej knajpki. Kręte, ciasno zabudowane uliczki i malownicze widoki.

Z Kinsale do Crosshaven niby blisko, ale pod wiatr i tak wychodzi 25 mil. Piękna jazda w dużych przechyłach. Wreszcie sprzątamy żagle i wybieramy topenantę, by bom nie jeździł nam po głowach. Blok na topie puszcza i bom spada z hukiem na pokład, na szczęście nikogo nie zabijając. Cumujemy w Crosshaven, gdzie czeka mnie wycieczka no top masztu. Kuba pracowicie wybiera fał a ja pilnuję by przepływające motorówki nie zwaliły mnie na dół. Wkrótce nowy blok i topenanta są założone i można zająć się kolacją.

Ruszamy wcześnie, bo do Dunmore East kawał drogi. Początkowo słabe wiatry z NW ale wkrótce wiatr znika by powrócić z SW i szybko rośnie. Zamiast halsowac baksztagami Rozpinamy genuę na spinakerbomie. Wiatr i fala tężeją i rozpoczyna się szalony surf, do 10 i czasem 11 węzłów podczas ześlizgiwania się z goniącej nas fali. Wkrótce trzeba sprzątnąć grota, co specjalnie nie zmniejsza prędkości. Wreszcie zdejmujemy spinakerbom, bo trzeba wreszcie odważyć się na zwrot przez rufę. Umordowani chowamy się w zatoce koło Dunmore East. Port zapchany kutrami więc od razu wybieramy najładniejszą bojkę do cumowania. Kolacja i spać.

Przed południem meldują się rodzice Kuby, więc stawiamy żagle i paradujemy do zdjęć prawym i lewym halsem. Dopiero na tych zdjęciach widać, jaka to zgrabna łódka. Wreszcie, korzystając z rozpoczynającego się przypływu ruszamy w górę rzeki. Rzeka kręci jak szalona co zmusza nas do zrobienia kilku zwrotów przez rufę. Wreszcie trzeba zrezygnować z żagli i odpalić kaszlaczek. Wczesnym popołudniem cumujemy przy swojej kei w Waterford. Nareszcie można się wykąpać i wyspać w miękkim łóżku. Szkoda, że nie starczyło czasu by zaglądnąć "za róg" na zachodni brzeg zielonej wyspy który jest najbardziej malowniczy.

Trasa rejsu "Country Girl"
Country Girl
A oto cośmy nawojowali:
Log 327 nM
Pod żaglami 58 h
Na silniku 28 h
Razem 86 h
Ponad 60B 12 h
Porty Dunmore East, Crosshaven, Kinsale, Baltimore, Glandore
Album zdjęć z rejsu

Szukaj w mapie witryny