Kanary - Baleary transfer

Załoga Yasminy Flaga wysp kanaryjskich Dufor 512
Trasa rejsu
Etap I Etap II Etap III Eytap IV Etap V;
Na Maderę Do Gibraltaru Do Cartageny Na Ibizę Na Majorkę



Startujemy 11 marca 2023 roku z Puerto Rico na Gran Canarii. Kończymy 31 marca tegoż roku w Palma de Mallorca. Po drodze Funchal na Maderze i La Linea de Concepcion obok Gibraltaru. Dalej zobaczymy na ile nam wystarczy czasu ale na Ibizę wystarczy z pewnością. Zbierającym staże na ambitne stopnie żeglarskie przypominam że są tu w menu porty pływowe. Do Brestu czy la Rochelle się nie umywają, ale papiery się liczą. Kontakt przez whitewhale.mjp@gmail.com

Samolot z Krakowa na Gran Canarię leci 5 godzin co dla moich nóg jest sporym wyzwaniem. Przylatuje nas tym samolotem pięcioro, bo w Krakowie dołączył duży Krzysztof. Wcześniej zabukowałem "po taniości" w miasteczku, w połowie drogi między lotniskiem a Puerto Rico pokój dla czterech osób i już nie udało mi się tego zmienić na pięć ale zakładam, że na miejscu jakoś się dogadamy. Założenie okazało się słuszne bo pokój okazał się dostatecznie duży i nikt nas nie pytał o ilość osób Taniość okazała się jednak względna bo autobus do Puerto Rico stąd nie jeździ i za transfer zapłaciliśmy drugie tyle co za nocleg.

Nie dostałem od armatora informacji gdzie szukać jachtu, więc zostawiam współtowarzyszy podróży z bagażami i ruszam na poszukiwania. Wreszcie w najdalszym zakątku portu odnajduję furgonetkę z napisem VIVA Charter a następnie naszą Yasminę na której wre praca porządkowa wykonywana przez kilka przekrzykujących się dziewczyn. Końca nie widać idziemy zatem na kawę. Tu spotykamy się z resztą załogi. Wreszcie pojawia się agent więc w towarzystwie swojego co-skipera rozpoczynamy przejmowanie jachtu. Poza kaucją i sprzątaniem musimy dopłacić gotówką za pościel i ręczniki. O ręcznikach nie było mowy więc po krótkich targach agent ustępuje a ręczniki i tak na jachcie zostają. Jest to trochę naciąganie, bo jacht wraca do swojej bazy na Majorce i te wszystkie pościele i ręczniki i tak myszą wrócić. W międzyczasie wyrusza ekipa po zakupy prowiantowe. Tą ważną dziedziną nie muszę się na szczęście zajmować.

Zgodnie z regułą, w tym obszarze Atlantyku przewidywany jest wiatr z północnego wschodu, raczej ku północy bez zapowiedzianych sztormów ale przy brzegach Gran Canarii tworzy się dysza i wiatr przyspiesza. Wychodzimy po 1900 i ponad wyspę wychodzimy na silniku. Ogólnie, z racji dość napiętego terminarza, silnik będzie odgrywał w tym rejsie znaczącą rolę. Im dalej na północ tym bardziej wiatr odchodzi ku wschodowi więc daje się jednak żeglować. Czasem nawet trzeba z lekka refować. Ostatecznie do Funchal wchodzimy 14 marca około godziny 2000 po przepłynięciu 360 mil.

W Funchal marina w przebudowie. Biuro mieści się w kontenerach na jednym końcu portu a sanitariaty na drugim. Ruch to zdrowie. Planujemy tu zostać dwie noce bo moja załoga chce nacieszyć się wyspą kwiatów. Następnego dnia wyruszamy w okrężną podróż po wyspie odwiedzając liczne malownicze zakątki. Na koniec wiozący nas taksówkarze zawożą nas do ukrytej w malowniczej dolinie wioski i knajpki serwującej świeżutki poncz. Pycha. Następnego dnia, po 16 tankujemy do pełna paliwo i dodatkowo 20 litrowy kanister bo okazuje się że nie udaje się nam uruchomić drugiego zbiornika. Nie udaje się nam wyjaśnić problemu zdalnie a czeka nas najdłuższy, ponad 600 milowy etap. .

Wiatry nadal z NNE czyli dość sprzyjające dla żeglugi w kierunku Gibraltaru ale oczywiście niestabilne i dość słabe skutkiem czego to zaopatrzenie w dodatkowe paliwo może być uzasadnione. Ostatecznie dopiero we wtorek 21.03 zbliżamy się do cieśniny zostawiając Tanger po prawej burcie. Trafiamy na zaczątek przypływu podczas którego zmagamy się z wynoszącym prądem. Dopiero gdy przypływ zbliża się do końca, prąd się odwraca i zaczynamy nabierać tempa. Na wysokości przylądka Tarifa robimy w lewo zwrot i przebijamy się przez kawalkadę statków, najpierw tych płynących na wschód a po minięciu środka cieśniny, na zachód. Tu już wita nas wschód słońca i zatoką Gibraltarską zastawioną kotwiczącymi statkami przebywamy już w świetle dnia. Ostatecznie w Algeciras meldujemy się o 0930. Dla mnie była to długa noc.

Moja żądna atrakcji załoga wyrusza odwiedzić słynną skałę. Ja, który już tu bywałem, penetruję z Pawłem uliczki La Linea de Concepcion. Ostatecznie zakupuję lekturę dla moich uczących się hiszpańskiego wnuczek i po jakimś lunchu wracamy na jacht. Obiadokolacja z załogą szczęśliwie powracającą z penetracji Gibraltaru i wreszcie próbuję odespać zaległości poprzedniej nocy. Następnego dnia trzeba jeszcze wymienić pustą butlę gazową i uzupełnić paliwo. Tą rezerwową 20 także spuszczamy do zbiornika jako, że następne etapy będą już krótsze i rezerwa nie będzie potrzebna. Ruszamy po 12.25

Po obejściu Europa Point urządzamy sesję zdjęciowo - kąpielową. Najpierw lokujemy Bohuna z aparatem w pozbawionym napędu tendrze ( żeby nam nie uciekł ) a następnie wykreślamy zamaszyste ósemki by uzyskać zdjęcia Yasminy na tle skały. Następnie co bardziej morsowo nastrojeni członkowie załogi odbywają morską kąpiel obok dryfującego jachtu. Dla zasady koło na lince w wodzie i dyżurny obserwator w pogotowiu. Woda podobno ciepła. No, jak dla morsów?

257 mil do Cartageny zajmuje nam ponad dobę i w porcie meldujemy się o 1130. Zapowiadam się najpierw telefonicznie a po zbliżeniu do portu na kanale 9 UKF. Wszystkie mariny używają tu tego kanału. Marinero czeka na pomoście, pomaga w cumowaniu i zakłada licznik wody na naszym wężu. Nic za free. Wzgórze nad portem mieści zameczek i muzeum historyczne Cartageny. W głębi wzgórza wykuto skomplikowane tunele, które w czasie wojny domowej służyły mieszkańcom jako schrony przed niemieckimi i włoskimi bombardowaniami.

Cartagenę opuszczamy 26.03 około południa. Wiatry słabe z NE więc zmierzając w kierunku Ibizy często trzeba się podpierac silnikiem. Ostatecznie następnego dnia zbliżamy się do wyspy i po zmroku przepływamy przesmyk pomiędzy Ibizą a Formenterą. Do portu w Eivisie wchodzimy od razu do mariny Botafoc. Stajemy przy pomoście recepcyjnym i szukamy marinero by nam pokazał miejsce do cumowania. Udaje się go odszukać za pośrednictwem strażnika i okazuje się, że miejsca dla nas nie ma. Zawsze bywało. Doradzają kontakt z następną, Mariną Ibiza. Tu nas zapraszają więc wkrótce stajemy przy recepcji. Miły marinero kieruje nas do nastepnego basenu faktycznie pustawego. Cumujemy rufą do kei i z dziobem na mooringu. Drink za cudowne ocalenie i spać. Wcześniej jednak karty do toalet. Nadbrzeże jest przystosowane do wielkich jachtów motorowych skutkiem czego gniazda elektryczne są przygotowane na 360V. Zatem jeszcze jeden spacer do dyżurnej by za kaucję 50 Euro wypożyczyć odpowiednią przelotkę.

Skoro Ibiza to oczywiście wizyta na zamku. Katedry zwiedzić się nie da - zamknięta. Jeszcze obiad na starym mieście. Północna strona portu zabudowana jest olbrzymimi hotelami - horror. Morsy nieustraszenie szukają plaży do kąpieli. Rano wysyłam umyślnych w celu rozliczenia się z toaletowych kart i przelotki i umawiamy się, że odbierzemy ich na zewnątrz przy restauracyjnym pirsie. Widnieje tam wielki napis zakazujący cumowania więc czekamy aż wysłańcy się objawią. Wreszcie są więc przystajemy na chwilę i jest okazja przetestowania odejścia na zewnętrznej cumie rufowej. Widywałem to różnych internetowych filmikach ale nigdy nie miałem okazji zastosować. Generalnie, pomimo pewnych niedomówień z załogą udaje się nieźle.

Wiatr słaby z SE więc do zatoki Palma na Majorze wchodzimy już po zmroku. Zamiast wchodzić do portu w Palmie po nocy decyduję się na postój na kotwicy w malowniczej Cala Portal Vells położonej blisko zachodniego skraju zatoki. Zatoczka osłonięta wysokim cyplem zapewnia doskonałe schronienie. Tym razem jest pusta. Wyszukuję stosowne miejsce i wypuszczamy 30m łańcucha. Wiatr wpadający z za cypla obraca łódką i na ploterze rysują się malownicze agrafki ale zawsze w bezpiecznej odległości od brzegu.

Rejs kończy się 31 a nawet możemy zostać na jachcie jeszcze jedną noc, ale skoro WizzAir wystawił nas do wiatru wybrałem bezpośredni lot do Modlina na 30 po południu. W przeciwnym razie trzeba szukać kombinowanych połączeń przez niewiadomoco. rankiem podnosimy kotwicę i 6 mil do mariny La Lonja wewnątrz portu Palma de Mallorca przebywamy w godzinę. Stacja paliwowa na wejściu jest zamknięta do poniedziałku a na dodatek przeznaczona wyłącznie dla rybaków. Stajemy przy zewnętrznym pirsie, koło statku celnego i udajemy się odszukać biuro Vivy. Pani z biura. lekko zdziwiona naszym wczesnym przyjściem, mimo, że zapowiadałem to mailem, pokazuje nam miejsce do zacumowania. Okazuje się jednak, że po paliwo musimy się pofatygować do stacji na końcu klubowej mariny. Mamy szczęście bo podczas tankowania tworzy się za nami kolejka oczekujących. Wracamy na swoje miejsce. Jeszcze mała wycieczko po mieście W biurze uzgodniłem, że check-out odbędzie mój co-skiper. Odlatuje nas czwórka z Lublina a reszta załogi odprowadza do autobusu. . Następnego dnia upewniam się u armatora czy check-out odbył się bez kłopotów i kaucja została zwrócona.


Log 1495 mil

300 godzin żeglugi

Rejs oczami Krzysia Statut klubu Białego Wieloryba

Załoga

Pablo Ewcia Krzycho Krzyś Bohun Adaś Jurek Marta Biały Wieloryb

szukaj w mapie witryny