Powrót do fjordów

Norwegia Fjordy fjordy Sifu of Avon
Norge

Trochę niespodziewanie otrzymałem propozycje poprowadzenia etapu rejsu jachtem powracającym z dalekiej północy. Dobrze mi znany jacht, na którym odbyłem już kilka ciekawych rejsów, stalowy kecz imieniem Sifu of Avon. Trasa z Z Alesundu do Stavanger, od 26.08 do 9.09. Organizatorem jest znane stowarzyszenie 4 Kontynenty z którym miałem już kiedyś przyjemność się zetknąć.
Zainteresowanych odsyłam do organizatora na 4 kontynenty

Dzień pierwszy Dzień drugi dzien trxeci
Przybycie do Alesund Sifu na wygnaniu Winowajca

Zapowiadało się super. Deszczowa pogoda się oddalała, Załoga piękna i sympatyczna, słowem tylko ruszać w drogę. Ambitne plany odwiedzenia niezliczonych zakamarków Norwegii trzeba było cośkolwiek zmitygować ale przecież i tak zostało jeszcze sporo. Jacht od poprzedników odebrany, dokonane niezbędne zakupy i w drogę. Wyłuskujemy jacht z ciasnej mariny w centrum miasta i ruszamy zdecydowanie na północ. Lekki wiatr z południowego zachodu, bardziej ku zachodowi więc wciąż na silniku. No i w pewnym momencie dźwięk silnika się zmienia i jacht przestaje się poruszać. W przód, wstecz, bez różnicy. Najpierw stawiamy żagle co zajmuje chwilę i prawie kończy się wylądowaniem na burcie okazałego rybackiego statku. Płyniemy w stronę otwartego morza i telefonicznie szukamy pomocy. Organizator wyprawy sugeruje nam popłynięcie w stronę Grautneset, gdzie łatwo będzie zacumować przy przemysłowym, otwartym nadbrzeżu i następnego dnia dotrze do nas polski mechanik. Przy panującym kierunku wiatru rzeczywiście łatwizna. Zatrzymujemy się przy małym pomościku przy wyspie Lilla Kalvoy - na wprost tego przemysłowego nadbrzeża. Moi niestrudzeni załoganci zdążają jeszcze spenetrować wysepkę. Poranne rozmowy z mechanikiem dowodzą, że miejsce ewentualnej naprawy jest za daleko od miasta. Wiatr się odwraca więc znowu żagle w górę i wracamy do Alesund. Tym razem nie do ciasnej mariny lecz do cieśniny pomiędzy Vasshaug a Skarbovik spiętej wysokim mostem. Przed wejściem do cieśniny sprzątamy żagle i płyniemy rozpędem pilnie poszukując miejsca do zacumowania. Przed nami marinka pełna jachtów ale przed nią pusty pomost. Jacht płynąc powoli słabo słucha steru a w tym miejscu nie można się już posługiwać żaglami ale dzielny Jarek wyskakuje na keje i hamuje sunący rozpędem jacht. Szybko się okazuje, że pomost nie jest taki całkiem bezpański i należy do rybaków którzy cumują tu swoje kutry. Przyjmują do wiadomości wyższą konieczność ale zarządca zaczyna nas coraz bardziej stanowczo wyrzucać. Ostatecznie właściciel załatwia odholowanie nas do pobliskiego warsztatu. Pół mili holowania kosztuje jak holowanie Tytanika. Mechanicy stwierdzają, że zbliża się godzina 16 więc nie zabiorą się już do roboty a tymczasem zamówią zestaw naprawczy. Jarek z pewną naszą pomocą wymontowuje przekładnię. Przyczyną awarii jest wypchnięcie przez ciśnienie oleju simmeringu uszczelniającego wałek napędzający przekładnię. Simmering wygląda całkiem zdrowo, więc próbujemy użyć go ponownie ale norwescy mechanicy kategorycznie odmawiają. Następnego dnia Jarek składa skrzynię i sprawdzamy, że wszystko działa. Zatem ruszamy. Niestety, po pół godzinie sytuacja się powtarza. Znowu żagle i pod żaglami wracamy na swoje ciepłe miejsce. W międzyczasie przylatuje Maciek, właściciel jachtu i dociera ów zestaw naprawczy. Norwegowie zabierają się do naprawy jak pies do jeża więc ostatecznie Maciek z pomocą polskich mechaników wymieniają wszystkie uszczelnienia w przekładni. Kolejny montaż i próbne uruchomienie. Niestety, po chwili sytuacja się powtarza. Mija już przeszło tydzień i szanse na odbycie rejsu maleją, więc załoga schodzi z jachtu, wynajmuje samochód i postanawia odbyć rejs lądowy. Zapraszają również mnie, bo samochód jest wystarczająco duży ale na prośbę Maćka zostaję by z awaryjną załogą zaprowadzić jacht do Stavanger. Po tej katastrofie jednak rezygnuje i ja - kupuje bilet do Gdańska i rankiem ruszam na lotnisko. Maciek zapowiada mi, że "zrobi mi na złość" i naprawi tą skrzynię. Prawdę mówiąc nie ma wyboru. Faktycznie w przeddzień mojego odlotu wymienia jeszcze pompę hydrauliczną i okazuje się, że to właśnie była przyczyna. Ale bilet już kupiony a ja zresztą, jakkolwiek mój udział w pracy był niewielki, czuje się trochę połamany. Trudno - innym razem.

szukaj w mapie witryny