Liepaja express

Zawisza Czarny  

Już pakując worek dowiedziałem się, że statek właśnie wyszedł ze stoczni, więc nie miałem złudzeń, co do jego gotowości do podróży. I faktycznie, rzeczywistość mnie nie zawiodła. Przybyli poprzedniego dnia żeglarze zdążyli już wprawdzie założyć dwa pierwsze sztaksle, ale pozostało jeszcze sporo do zrobienia. Co gorsze, statek jeszcze nie przeszedł inspekcji. Coś takiego już parę razy przeżyłem. Cały dzień pracy nie zaowocował niestety gotowością do żeglugi, bo inspektorzy zostawili listę usterek do poprawienia.Kubryk - lewa burta O 1000 następnego dnia się zjawią i w południe możemy wyruszać. Akurat! Inspektorzy zjawiają się dopiero o 1400 i natychmiast wynajdują nowe zastrzeżenia. Ostatecznie udaje się wyjść dopiero po 1600. W międzyczasie jedna wachta ogłasza rokosz i w pośpiechu się wyokrętowuje. Mała strata, bo byli raczej nastawieni na drinkowanie niż żeglarstwo. Wizyta na Bornholmie odpada. Pozostaje w zasięgu Liepaja. Jakieś fatum - co roku wizyta w Liepaji. Jak wszystkim wiadomo, jest to miasto pełne portowych rozrywek.Główna osoba w załodze Zabytkowy silnik z U-Boota wprawia w drżenie masywny kadłub. Wiatr wieje z zachodu, więc po minięciu Helu stawiamy symboliczne żagle. Wieje żwawo, koło 6 i pojawia się fala przelewająca się przez dolny pokład.


Przy szóstce woda panuje nad dolnym pokładem Po kilku godzinach jednak wiatr odchodzi ku północy i trzeba się pożegnać z żaglami. Ten statek nie chodzi tak ostro do wiatru. ( t.zn. wogóle nie chodzi do wiatru )Wachta czuwa Rozkołys zaczyna zbierać żniwo i zawietrzna burta jest coraz częściej odwiedzana. To poszukiwacze węża morskiego w akcji. Wreszcie koło 1630 następnego dnia cumujemy w Liepaji. O tej porze roku jest tu pustawo i nie ma problemu z zacumowaniem statku. Jeszcze porządki na pokładzie i mycie pospawanych miejscami burt. Miejscowy supermarket kusi galerią wymyślnych ziołowych specjałów. Co bardziej zapalczywi znajdują jednak dyskotekę. Rano śniadanie i o 0840 oddajemy cumy.Komputerowa nawigacja Tym razem nawet nadzieji na żeglowanie. Wiatru brak i całą drogę suniemy na kaszlaczku. Brak fali więc i zainteresowanie wężem morskim osłabło. O 0845 cumujemy na swoim miejscu w Gdyni. Wachta kambuzowa w akcjiJeszcze porządki i skomplikowana procedura wystawiania opinii, bo w komputerze zawieruszył się stosowny formularz i żegnamy się z Zawiszą. Jeden z taczką, czterech z teczką, czyli Rysiek szykuje żagle.








Załoga sporządziła klasyfikację ważnych funkcji:

  1. Kucharz - niewątpliwi główny czynnik podtrzymujący załogę na duchu.
  2. Bosman - zgodnie z zasadą musi być upierdliwy, ale Rysiek osładzał to pogodnym i przyjaznym usposobieniem.
  3. Obaj motorzyści dzięki którym statek posuwał się do przodu i podciśnieniowe kibelki na ogół działały.
  4. Nie wypada zapomnieć o Panu Kapitanie.
Nie myślcie sobie, że taka piramida żagli na naszym statku kiedykolwiek się pojawiła.Pozdrowienia od Białego Wieloryba

Mapa witryny